Gość
|
Wysłany: Czw 18:10, 10 Maj 2012 Temat postu: 26. Cienie |
|
|
Wieczór w obozie chylił się ku końcowi, ustępując miejsca nocy. Było późno, parno i ciemno. Jedynym źródłem światła było ognisko rozpalone po środku obozu parę godzin temu, ale dzielnie utrzymywane przez Chucka. Dean przyglądał się z boku, jak były Prorok siedzi spokojnie przy ogniu, wpatrując się w płomienie i od czasu do czasu wstając, aby dorzucić drwa. Wykręcił kark w obie strony i zaczął się oddalać do swojej kabiny, aby przygotować się do obchodu obozu.
Gdy przegląd dobiegał końca, a Dean zaczął przybliżać się znowu do środka obozu, ku jego ogromnego zdumieniu usłyszał gitarę. Szybkim krokiem podszedł do miejsca, z którego poprzednio przyglądał się Chuckowi; teraz Prorok nie był sam. Dokładnie naprzeciwko niego siedział Inias, trzymając na kolanach gitarę i strojąc ją. Skąd wziął ten instrument, Dean nie wiedział. Chuck przyglądał się upadłemu aniołowi z uśmiechem i melancholią na twarzy. Dean skrzyżował ręce na piersi i oparł się ramieniem o drzewo, kiedy Inias chwycił gitarę pewniej i spróbował paru chwytów; widać było, że stara sobie przypomnieć to, co umie.
Już po pierwszych sekundach, które zagrał Inias, Dean zacisnął szczękę. Chuck również wydawał się być zbity z tropu dźwiękami, które płynęły z gitary, ale Inias nie zauważył tego. Przerwał grę, widać zadowolony z tego, że pamięta chwyty i odgarnął włosy opadające mu na twarz. Teraz było widać wyraźniej jego rozciętą wargę, sine oko i zaszyty łuk brwiowy. Upadły anioł na nowo zaczął grać, tym razem dodając wokal.
Dean ze zdumieniem przyglądał się, jak Chuck zaczyna mu wtórować do refrenu; śpiewali głośniej, a Inias mocniej szarpał struny. Pomimo późnej pory nikt nie przyszedł ich wyzwać, że mają być cicho — wręcz przeciwnie, wiele osób nie tylko wyszło zobaczyć, co się dzieje, ale podchodzili do ogniska i przysiadali się do Iniasa i Chucka, do tego wzajemnego kółka adoracji i dołączali się do śpiewu.
Zagadką pozostanie to, dlaczego upadły anioł wciąż i wciąż grał tą samą piosenkę. Księżyc wyszedł zza chmur, ale niedawno był nów, wiec ognisko nadal było punktem dającym najwięcej światła. Jednak to wystarczyło, aby Dean zobaczył swojego brata, wymęczonego i bladego, siadającego obok Iniasa. Upadły anioł posłał mu krótkie spojrzenie i sztuczny, lekki uśmiech, na który Sam odpowiedział tym samym. Dean wiedział, że Sam raczej nie dołączy się do śpiewania, ale usłyszał jego buczenie — bo nuceniem tego nazwać nie można — kiedy zakładał za ucho włosy (tej samej długości, jakie nosił Inias).
Dean przesunął dłonią po twarzy i westchnął ciężko, ale nie odwrócił wzroku od tej sceny. Było coś uspokajającego w tym, że wszyscy, którzy przetrwali mogą się tak zjednoczyć nad głupią piosenką, której refren jest śpiewany już chyba pięćdziesiąty raz pod rząd. Westchnął jeszcze raz i miał już odejść, kiedy jego uwagę przykuło poruszenie niedaleko miejsca, w którym stał. I owszem, gdy tylko przyjrzał się roślinności, zauważył za krzakami ludzki kształt.
Miarowo i uważnie zaszedł daną osobę od tyłu i dopiero z bliska rozpoznał tą postać. Mężczyzna opierał się o pień drzewa ramieniem i głową, ręce mając spuszczone luźno po bokach.
— Cas.
Castiel nie podskoczył, ale drgnął lekko, a następnie uniósł rękę do twarzy i przedramieniem zaczął trzeć oczy. Odwrócił się w stronę Deana z tym cholernym, szerokim uśmiechem i źrenicami wiele mówiącymi o jego obecnym stanie.
— Nieustraszony przywódco — przywitał go drugi upadły anioł radosnym tonem, chociaż lekko zachrypniętym głosem.
Dean normalnym tempem pokonał ostatnie dzielące ich metry i znowu poczuł ten ucisk w piersi, kiedy zobaczył zaczerwienione oczy i nie do końca wytarte łzy na policzkach i brodzie Castiela. Pokręcił lekko głową i własną dłonią przetarł pozostałości łez. Ten gest spowodował, że Cas tylko załamał się bardziej. Objął Deana za kark i przywarł do niego, chowając twarz w jego szyję. Winchester czuł i słyszał cichy szloch, który wydobywał się z gardła upadłego anioła. Zacisnął powieki, starając się odgonić to uczucie zdrady, bólu i rozpaczy, aby móc skupić się na tęsknocie i przywiązaniu, kiedy obejmował Casa, oferując mu komfort swoich ramion. Tak różny, a jednak taki sam jak wcześniej, kiedy obejmował go w łóżku, zanim to wszystko się posypało.
Stali tam razem, jak dwa cienie, obejmując się i wsłuchując w graną melodię. Niewidoczni dla nikogo, odcięci od świata, cienie na ziemi, na które nikt nie zwraca uwagi.
Inias zaczął grać inną piosenkę.
sss
Fik sponsorowany przez tą piosenkę.
|
|